nieufność czy podejrzliwość ?
Czy to napewno moja chorobliwa podejrzliwość ? A przecież tyle było we mnie szczerości, zaufania, otwartości, prostolinijności, wrażliwości. Traktowałam napotykanych ludzi normalnie, po prostu, naturalnie. Gdy słyszałam „tak“ - to rozumiałam „tak“; gdy słyszałam „nie“ - to wiedziałam, że chodzi o „nie“. Ani śladu szpiegowskich spojrzeń, „podjazdów“, dwuznacznych teorii, zawiłych rozumowań... A obecnie? A teraz mówię, że byłam poprostu głupia. Sama nie wierzę, jak mogłam być aż tak naiwna. Żałuję, że byłam zbyt otwarta, zbyt szczera, szczeniacko wrażliwa... Teraz ja - doświadczona życiowo - ja dorosły człowiek, który nie da sobie „w kaszę dmuchać“ - już wiem, że to się „nie opyla“, że jedynie podejrzliwość, zamknięcie w sobie, nieufność - są dla mnie szansą przetrwania... Tak myśleć, i tak działać... Nie ufać: nigdy, nigdzie i nikomu! I wtedy, gdy ktoś mówi niby bolesną prawdę, i wtedy, gdy zbyt gorliwie przekonuje mnie o mojej uczciwości, i wtedy, gdy dyskutuję, i wtedy, gdy milczę... W gorzkich słowach niby prawdy – jest zawiść, zazdrość, w życzliwości - interesowność, w rozmowach - podchwytliwość, w milczeniu - tchórzostwo. Nie chcę być sama dla siebie wykładnią dobra i zła. Nie chcę być jedynym ekspertem w ocenach wszystkiego i każdego... Ale życie i ludzie zmuszają do tego, aby ufać tylko samej sobie.