Jeszcze niedawno nie zdawałam sobie sprawy, ile smutku, złych doświadczeń i braku nadziei może tkwić w oczach. Ile strachu i bólu przed światem, przed życiem, przed człowiekiem. Już wiem, że „człowiek” wcale nie brzmi dumnie. I wstyd mi. Cholernie wstyd. Za ludzi wstyd. Jeszcze niedawno nie wiedziałam, że te smutne oczy mogą jeszcze kochać. Tak mocno i bezwarunkowo, tak bezgranicznie i z pokorą. Wiem jedno, nie wymyślono jeszcze nic gorszego niż to, czym bywa człowiek. Czym często jest człowiek. Chciałabym wierzyć, że jest inaczej, ale nie mam złudzeń. Żadnych. Niestety.
Jeszcze mam przed oczami koszmar, jakim jest Warszawa nocą, a już po raz kolejny szykuje mi się taka wyprawa. Wcześniejszej nawet nie chce mi się opisywać. Ale coś nie coś skrobnę. Noc, wiatr, mróz, warowanie na DC zamkniętym od 23.00 do 4.00 ze względu na bezpieczeństwo.(?) Czyje? Papieros palony obok DC rękami drżącymi jak u alkoholika – ale nałóg silniejszy od mrozu. A na koniec patrol policyjny nie pozwalający mi skorzystać z Informacji, bo ta część DC zamknięta – horror! Moja wściekłość i prośba do panów mundurowych: ja się stąd nie ruszę, a jak chcecie, to proszę bardzo, wsadźcie mnie radiowozu, zawieźcie na jakiś komisariat i zaoferujcie gorącą herbatę – chętnie skorzystam, zapłacę nawet. I co? Bezduszna władza zostawiła mnie w spokoju. Może pomyśleli, żem chora psychicznie albo co? W każdym razie na myśl o następnym wyjeździe, robi mi się niedobrze. Wciąż zimno jak cholera, a powrót znowu nocą.
Jest godzina prawie pierwsza. Za oknem pada śnieg. Znów zima. Może i by mnie to cieszyło, bo lubię śnieg, gdyby nie… No właśnie, nie napiszę dlaczego. Bo po co? Kogo to obchodzi? Z głośników sączy się miękko głos Marii Peszek i piosenka „Pieprzę cię miasto”. Jakaś bliska ostatnio mi ta piosenka… Chyba nawet już wiem dlaczego. Właśnie teraz wiem. Dlaczego dopiero teraz? Czas na sen. Rano kolegium. Ale nie d/s wykroczeń. Dwie zmarnowane godziny. Nie konstruktywne opieprzanie i obserwowanie jak człowiek potrafi się zniżać za marnych parę groszy. A potrafi. Nawet patrzenie jest upokarzające. Noc. Sen.
Jak mnie dawno tu nie było. Szczerze mówiąc, nawet mi się za tym miejscem nie tęskniło. Szkoda czasu na pisanie? Może... Jak to kiedyś ktos pisał - życie mnie żyje. Coraz więcej zajęć, coraz mniej czasu. Coraz więcej porażek, coraz mniej zludzeń. Jedno, co wyniosłam z kilku ostatnich lat, to nie ufać nikomu. Zresztą nauczył mnie tego kolega Piotr, który zniknął gdzies na dobre z wirtualnego świata. Ale dobrze, że chociaż zdążył nauczyć. Coraz więcej ludzi gdzieś znika, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Nic mnie już nie dziwi. Niedotrzymane obietnice, słowa rzucane na wiatr, pogoń za czymś kosztem czegoś lub kogoś... Nic nie dziwi. Na szczęście praca i druga praca i trzecia praca - najcięższa, choć bez profitów - mój wybór i jestem z niego dumna! Na szczęście wąskie grono tych, którzy nie odchodzą, którzy są zawsze. To pozwala żyć i nawet się czasem z tego życia cieszyć. A reszta? To już przeszłość drodzy Państwo. I niech tak zostanie.