Dzisiaj miałam bardzo miły dzień, ale oczywiście wszystko co dobre szybko się kończy... Najpierw zbuntował się net (a właściwie właściciele sieci) co już stanowczo za często się zdarza. Następna w kolejności była moja nieodparta chęć wyjaśnienia czegoś, co jest dla mnie ważne a zarazem dziwne. Lubię jasne sytuacje, żadnych niedomówień. Niestety (ku mojemu zdziwieniu nie wszyscy - tak, tak, ja wciaż się jeszcze dziwię) potrafia rozmawiać, a szkoda... tak więc nie tylko sytuacji owej nie udało mi się wyjaśnić, ale jeszcze poczułam się jak natręt. No i dostałam nauczkę. Piękne słowa...tere fere... Życzliwość...nie skomentuję. Przyjaźń -w tym wydaniu jej nie ma ! Jest tylko samotność - (nie moja - dla wyjaśnienia) - zgoda, może nie rozumiem... Ale jak można nie być samotnym, kiedy odrzuca się ludzi ? Jak można mieć pretensje do całego świata, kiedy jest się zapatrzonym tylko i wyłacznie w siebie... Tego nie rozumiem...i chyba nigdy nie zrozumiem. Dlatego dziękuję Asi, Pawłowi, Ani, Andrzejowi, Kindze, Gosi, Bożence i Romkowi, mojemu Promyczkowi i Irkowi... Dziękuję też Piotrowi, który zmusza mnie do picia czekolady - wcale nie jesteś nudny, wspaniale się z Toba rozmawia... a także wszystkim, którzy zagladaja na tego bloga i zostawiaja czasteczkę siebie... Dziękuję kochani, że jesteście, potraficie i chcecie rozmawiać, a przede wszystkim potraficie słuchać... że nikt z was nigdy nie mówi: "teraz nie mam czasu" ; "jestem zajęty" ; "kiedy indziej" ; idę spać" ; "teraz czytam" ; "teraz ogladam film" ; "teraz się uczę angielskiego" ; "muszę lecieć" ; "uciekam" itp.... nawet, jesli nasza rozmowa ma trwać tylko minutkę...bo lepiej zapalić świeczkę, niż narzekać na ciemność...