co powiecie... ?
„Daj drugiemu dojść do głosu –
przecież wiesz, co chcesz powiedzieć,
a nie wiesz co powie ten drugi,
więc to powinno być dla ciebie ciekawsze.”
/Magdalena Samozwaniec/
margott - Notatki na marginesie i listy nigdy nie wysłane
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
„Daj drugiemu dojść do głosu –
przecież wiesz, co chcesz powiedzieć,
a nie wiesz co powie ten drugi,
więc to powinno być dla ciebie ciekawsze.”
/Magdalena Samozwaniec/
„Wyjmij wszystko co wewnątrz
rozdziej pozór i tło
a obskoczy cię wnet zgraja
i skowyczeć będzie z uciechy
- ludzie, ludzie!
co za cuda
w tej budzie! -
a przecież i jesienią
zakwitają drzewa.
A owoc?
cóż
nie zawsze jest
wszechrzeczy miarą”.
/Ludmiła Pietruszkowa/
a margott dzisiaj postanowiła odpocząć, dlatego też nie będzie żadnych rozważań, polemik czy czego tam jeszcze…
…na dzisiaj: …trochę jazzu… czerwone wino…i dobra lektura…
…i tylko jeszcze wiersz znaleziony w jakimś kalendarzu, może banalny, ale taki sam jak i dzisiejsza pogoda:
„Powiem to krótko na swym przykładzie
Że chce się co dzień kląć w listopadzie
Rano mgła gęsta, mydliny w oknie
Już na sam widok mdli mnie okropnie
W nocy przymrozki, w dzień gradobicie
Ciemno w południe, szaro o świcie
Wiatr znowu mokry z domieszką mżawki
Przynosi katar, kaszel i drgawki
Potem się zjawia silny ziąb z deszczem
Co łamie kości i wzmaga dreszcze
Ciśnienie spada, wilgotność wzrasta
Człowiek zasypia, choć jest trzynasta
Zimno mi w nogi, zimne mam ręce
Smutno mi w kuchni, głupio w łazience
Nie chcę deseru, nie jem też zupy
- Pogoda – mówię – znowu do d…”.
/Stanisław S./
…margott – dzisiaj trochę inna - życzy wszystkim miłego wypoczynku.. :)))
To właśnie określenie, w sposób idealny pasuje do współczesnych realiów (mania...). Przykłady są banalne (ale groźne): pieniądze, seks, narkotyki, kariera,...- ale w sumie to nie jest żaden banał, bo chodzi o nasze życie...
Oto nasze życie w kilku odsłonach:
-odsłona pierwsza: tu i teraz. Wszystko w najlepszym porządku: rodzina, dzieci, dom, samochód, przyjaciele, pies, dobra praca (i płaca), rezerwacja hotelu na urlop i konto w banku, nadto jasna perspektywa, że będzie się śniło i żyło, i sny spełniało - do samego końca.
-odsłona druga: pracy już nie ma (i płacy też). Rezerwację trzeba anulować i cały plan „bierze w łeb“. Konto w banku stopniało a zamiast snów pojawiają się koszmary... Co wtedy?
-odsłona trzecia: już nie tylko domu i samochodu nie ma, ale rodzinę tracisz. Sam zaczynasz poważnie chorować, czujesz się strasznie samotny. Gdziekolwiek pójdziesz, tam całujesz tylko klamkę lub oglądasz obojętne plecy przyjaciół... Co wtedy?
Nie wiem, czy bym potrafiła, mając na przykład 45 lat zmienić zawód ? Nie wiem, czy byłabym gotowa już jutro udać się do dalekiego kraju, by pomóc ludziom, gdyby okazało się to konieczne? Nie potrafilabym napewno pożegnać się bez żalu ze swoją doczesnością.
Prawdę powiedziawszy, to my się dopiero tego uczymy - obyśmy się okazali pojętnymi uczniami! A tymczasem właśnie ten ktoś lub to coś, z czego nie potrafimy (nie chcemy!) bezwarunkowo i natychmiast zrezygnować, jest faktycznie naszą manią. Czasami są to rzeczy małe: ulubiony obraz, fajny długopis, karnet na basen czy własna fryzura. Może to być potrawa, papieros czy... komputer. Może powiedzonko lub coś z wulgaryzmów... I czasami może być tak, że najłatwiej byłoby nam zrezygnować... z czegoś ważniejszego. Bo gdy mamy ochotę zrobić coś ulubionego: zająć się naszym hobby, obejrzeć najnowszy kinowy hit czy też kupić super-ciuch albo wystarać się o bilet wstępu na długo oczekiwaną imprezę - to nie żal nam ani pieniędzy, ani zachodu, ani czasu: idziemy „po trupach“. Ale gdy chodzi o rzeczy naprawdę istotne, to stajemy się dziwnie „oszczędni“, a nawet - skąpi (bo: marnujemy czas, bo nam to nie odpowiada, bo się ośmieszymy...).
Jest coś z tragi-farsy, coś z ludzkiego nieszczęścia i mega-bzdury w tym, że my ludzie zabiegamy o drugiego człowieka i lękamy się go, zabijamy się o grudkę złotego kruszcu lub zwitek zadrukowanego papieru czy też strzęp nieurodzajnej ziemi, a poddajemy się najważniejszym ideałom !!! Może tak jest prościej...? Ale co to znaczy - prościej? To nic nie znaczy, bo to my wymyślamy tych nowych „idoli“ i oddajemy im dobrowolnie władzę nad swym życiem. A jak przychodzi prawdziwy ideał, to plujemy w twarz i nie chcemy go zauważyć…naprawdę warto jest czasami nad tym przystanąć i pomyśleć…I może ktoś będzie się śmiać czytając ten tekst, ale ja coraz częściej mam wrażenie, że gdzieś coś tracę, gubię, że ciągle mijam się z czymś ważnym...ale czy tylko ja...?
No to ja dzisiaj dalej będę polemizować.
Czy rzeczywiście polscy żołnierze pojechali do Iraku w słusznej sprawie ? Przecież wojna z Irakiem nie ma nic wspólnego z „wojną sprawiedliwą” – bo takie pojęcie istnieje – a taką jedynie usprawiedliwia wystąpienie zbrojne. Tak uczą w szkołach, tak przysięgają nasi żołnierze… To zwykła napaść agresorska, bo jak to nazwać inaczej, kiedy giną niczemu nie winni, bezbronni ludzie, a cel jakoś gdzieś umknął ? Czy żołnierze pojechali tam na ochotnika ? To tylko słowa, jadą przecież całe oddziały i niech mi ktoś powie, że wszyscy, jak jeden mąż, zgodnie, wyrywali się na wojnę…Pobyt Polaków właśnie tam, to tylko decyzja polityczna. Na każdym kroku widać słabość naszych żołnierzy i oni sami o tym wiedzą. Na początku wadliwe kamizelki kuloodporne, teraz brak nowoczesnej broni i transporterów…po co to wszystko ? Zginął człowiek. Ryzyko zawodowe ? Może…ale dlaczego ginąć właśnie tam, w bezsensownej walce za czyjeś chore ambicje ? Czy naprawdę na nikim nie zrobi to specjalnego wrażenia ? Jaki wogóle jest sens wojskowej polityki ?
Tak naprawdę, to cieszy się tylko stary Klausewitz, który niemal dwieście lat temu doszedł do wniosku, że „wojna to zbrojne przedłużenie polityki”, ktoś inny, którego nazwiska niestety nie pamiętam, stwierdził, że „wojna to za poważna rzecz, aby jej prowadzenie zostawić generałom”.
"W wojnie, po którejkolwiek stronie będzie wygrana,
nie będzie zwycięzców,
ale wszyscy bedą pokonani."
Arthur Neville Chemberlain
Słyszeliśmy dzisiaj wszędzie o tym, że zginął pierwszy polski żołnierz w Iraku.
Kiedy więc przeczytałam wypowiedzi z forum na jednych z portali, aż mną zatrzęsło i już wiedziałam, że muszę napisać tą notkę.
Przykro mi to pisać, ale nie wierzę w to, że śmierć polskiego żołnierza jest śmiercią za ojczyznę…absolutnie nie ! Jest śmiercią w imię wybujałej ambicji polityków podlizujących się Ameryce w celu osiągnięcia własnych interesów. To przecież nasz Prezydent zabiegał o wysłanie wojsk polskich do Iraku i przez to jest postrzegany jako największy Sojusznik Busha w Europie Wschodniej. A może chciał zostać – o czym przecież było głośno – Sekretarzem generalnym NATO, bo przecież Polska jako kraj, nie miała żadnego interesu w obecności w Iraku…? Dlaczego p.Miller, jako szef rządu, wyraził na to zgodę własnym podpisem ? A gdzie była Ameryka, kiedy Polska potrzebowała pomocy w walce z Niemcami…ano odwrócili się plecami, widząc większy interes we współpracy gospodarczej z nimi. Oczywiście do pewnego momentu, którym był atak Japończyków i wypowiedzenie im wojny przez Niemcy. Gdzie była Ameryka, gdy po „nocy księżycowej” – czyli masowym mordzie Żydów w Niemczech – statki z uciekającymi przed nazistami, Żydami, zawijające do portów Ameryki były odsyłane do Europy, wprost w piekło, które na nich czekało ? Dlaczego Bush prosi o pomoc inne narody, gdy sprawą wiadomą jest, że ataki na Amerykę sprzed dwóch lat to tylko pretekst do rozpoczęcia wojny i kontynuowania dzieła ojca…?
Zginął pierwszy żołnierz….pada wiele słów, słów współczucia, słów smutnych…
Ale to nadal tylko słowa....
Panowie, którzy stoicie przy sterach władzy, po co te słowa, przecież on dopiero był pierwszy…zostaje ból, strata, tragedia i smutek, ale tylko dla rodziny…dla was to przecież nikt bliski, początek statystyki…czy czekacie na więcej ?
Błądząc po internetowych stronach natykam się na taką oto propozycję:
Magiczne Przygody Kubusia Puchatka
Uwaga, text o Kubusiu zawiera mnóstwo wulgaryzmów, treści antysemickich, rasistowskich i ogólnie obraźliwych! Treść może być obraźliwa lub nieodpowiednia dla osób poniżej 18-tego roku życia.
Przygody Kubusia i jego wesołej brygada w 24 bajeczkach zebranych w dokumencie w ord. Sprawdźcie jakie przygody miał Kubuś naprawdę !
645kB Udostępnił: xxx
No i może ja się czepiam, może...ale ja się na Kubusiu wychowałam i na Prosiaczku, Króliku...i Kłapouchym też...i nie chcę innych przygód...kategorycznie NIE ! I jeszcze ta zachęta:”Treść może być obraźliwa lub nieodpowiednia dla osób poniżej 18-tego roku życia”...akurat, już widzę jak to odstrasza... Czy ludzie naprawdę nie mają nic mądrzejszego do roboty... tylko niszczyć to, co piękne...??? Czy to może ja jakaś inna jestem ?
No i proszę…Dzień minął całkiem przyjemnie…Słoneczko wyjrzało zza chmur, wprawdzie na chwilę, ale to już coś…Smutna sprawa nie znalazła swojego miejsca w rzeczywistości…a to była w dniu dzisiejszym najważniejsza i najlepsza wiadomość…Niestety, tylko z dziećmi było gorzej niż zwykle, już sama nie wiem czy to wina pogody, czy może coś jeszcze wpływa na takie pobudzenie…ehh…
I jeszcze jedno… odnośnie tego, co pisałam w jednej z poprzednich notek:
„Jest droga... ja idę w Twoją stronę…możesz wyjść w moim kierunku, jeśli dzisiaj zrozumiałeś to samo, co ja…ale możesz też zawrócić, pójść w drugą stronę…Ja nie będę gonić…nie bój się…ja tylko zaczekam…bo warto…”
…Nie zawrócił, nie poszedł w drugą stronę…Jest.
* * * * *
P.s.odpowiedź dla Piotra P. – warto !
Dziękuję za dzisiejsze rady i kolejne zdjątka…była gorąca kąpiel, była czekolada i słuchałam też Dead Can Dance…tylko nie było mikołajka :(( …a jeśli chodzi o zdjęcia, to i tak najlepsze są pieski …
Ponury dzień…siąpiący deszcz…trzydziestka bardzo pobudzonych dzieci, których w żaden sposób nie można było dzisiaj zająć…do tego jeszcze smutna wiadomość, którą przeczytałam…ehh… Ja bardzo proszę, aby jutro był lepszy dzień, chociaż tak troszeczkę lepszy…czy może mi ktoś to załatwić ? Chociaż trzy maleńkie sprawy…żeby jutro wyszło słoneczko… żeby z dziećmi można było przeprowadzić normalne zajęcia… i żeby przeczytana dzisiaj wiadomość, nie znalazła żadnego odniesienia w rzeczywistości…
* * * * *
Słucham Okudżawy…bardzo mądre i ciepłe słowa…czy ktoś jeszcze słucha tych piosenek ?
…Agnieszka… A jednak żal… Arbat… Francois Villon…
Piję herbatę z konfiturami…wiśniowymi…wiśnie z mojego ogrodu…
Przede mną „Tam gdzie spadają anioły” Terakowskiej…
Przy mnie…Ktoś mój…
Na fotelu kot i pies…moje zwierzaki…jak zawsze zgodnie…
…a jednak i tak proszę o lepszy jutrzejszy dzień…
Dzisiejszy dzień przyniósł mi coś, czego się nie spodziewałam. Coś we mnie pękło, coś się skończyło, coś się zmieniło…Na cmentarzu usłyszałam słowa, które sprawiły, że zupełne inaczej spojrzałam na ludzi…na świat…Kilka słów…słów o tych, którzy odeszli…Przede wszystkim o rodzicach. Poświęcili nam swoje życie, wychowali nas…Może z ich strony było to nawet szaleństwo… Oddali nam wszystko…samych siebie…uczyli nas życia…a odeszli cicho…nie wiedząc, co z tym darem zrobimy, czy nie zaprzepaścimy tego, co nam przekazali… Pomyślałam o moim Tacie, który tak bardzo cierpiał, a odszedł tak spokojnie… Dał mi tyle miłości…nigdy nie krzyczał…nigdy mnie nie uderzył, nawet symbolicznie…nie potrafił się gniewać, za to potrafił rozmawiać… Tyle w życiu przeszedł, właściwie nie miał dzieciństwa, nie doświadczył miłości matki a ojca prawie nie pamiętał, zginął gdzieś na Syberii… Jednak pomimo tylu cierpień, zawsze był wspaniałym człowiekiem. Pomyślałam o mojej Babci kochanej, która zmarła, gdy miałam trzynaście lat. Jej życie też nie było łatwe… Podczas wojny została sama z trójką dzieci, bo męża wywieziono do Afryki…Całe życie chorowała, ale nigdy nie narzekała…zawsze była uśmiechnięta, cierpliwa i sprawiedliwa. Pamiętam, jak mówiła mi, że w życiu wielką sztuką jest umiejętność słuchania ludzi…nawet wtedy, kiedy nic nie mówią… Przychodziło do Niej tyle młodzieży…a Ona była ich przyjaciółką… Stałam dziś nad ich grobami, ale jakoś tak inaczej niż zawsze… przed oczyma przelatywały mi slajdy wspomnień…czułam, że są przy mnie…zawsze to czuję…Powiedziałam więc sobie NIE… nie ma już we mnie złości – jest cierpliwość…nie ma nienawiści, nawet w minimalnym wymiarze – jest miłość, bo ona góry przenosi…nie ma gniewu - jest ciepło, sympatia i przyjaźń…bo one są cenniejsze od wszelkich skarbów… Może ktos się będzie śmiał, może usłyszę, że jestem naiwna… ale ja wierzę, że dobro zwycięża…Wiem, że będziesz to czytał, tak napisałam właśnie do Ciebie…Może udasz, że nie czytałeś, że nie rozumiesz…mam nadzieję, że będzie inaczej…
Jest droga...ja idę w Twoją stronę…możesz wyjść w moim kierunku, jeśli dzisiaj zrozumiałeś to samo, co ja…ale możesz też zawrócić, pójść w drugą stronę…Ja nie będę gonić…nie bój się…ja tylko zaczekam…bo warto…