cmentarz...
Codziennie, przez okno mojego mieszkania
patrzę na cmentarz.
W dzieciństwie bałem się cmentarza.
Dziwiłem się, że obok cmentarza
mieszkają ludzie i się nie boją.
Teraz lubię chodzić na cmentarz.
Spotykam tam zawsze kogoś,
kto zmienia kwiaty, zapala znicze,
modli się i płacze.
Lubię patrzeć jesienią na cmentarne drzewa.
Coś mówią, zrzucają liście.
Wiem, dlaczego są kolorowe, dlaczego spadają.
Śliczne są.
Tak dużo myśli rodzi się w głowie.
Nie mówię słów, ale z kimś rozmawiam.
Nie muszę im opowiadać, co się dzieje w polityce,
jakie mam kłopoty.
Jestem pewien, że oni wszystko wiedzą.
Mam tylko do nich dużo pytań.
Aż się przyłapuję na tym:
Czy ja nie mówię sam do siebie?
Zapalam wtedy znicz na grobie pana Stasia.
Zostawiam różę babci Pikulskiej.
Znów się przyłapuję na pytaniu:
Po co światło umarłym?
Przecież nie widzą.
Po co kwiaty umarłym?
Przecież nie czują.
Wierzę w świętych obcowanie.
"Zdawało się, że oni umarli,
a przecież oni żyją."
[…]
Trudne to wszystko,
ale tak mocno wierzę,
że choć umrę, ale będę żył!
Wiem, że umrę,
ale będę żył.
[…]
Cmentarz mój wycisza mnie spokojem.
Jest jesień, zachodzi słońce.
Życie ucieka, wracam do domu.
Kiedyś do niego nie wrócę.
Pójdę do domu Ojca,
Boję się odejścia
i tęsknię za nim.
Wyjdźcie po mnie znajomi
z mojego cmentarza.
Odprowadźcie mnie, kochani moi,
bo "żyłem z wami, cierpiałem
i płakałem z wami".
Potem będzie już niebo.
x.Tymoteusz