być poza....
Plany na kolejne dni krystalizują się powoli, z ciepłą nadzieją na lepsze. Bo dlaczego wciąż miałoby być źle? Drugiego i trzeciego kwietnia Wrocław, w maju troszkę Krakowa i ulubiony od lat Kazimierz z kawą po żydowsku i spacerami do braku sił. Od tego jaki kolor nadamy rzeczywistości zależy jaka ona będzie. Nie przywiązywać się do etykietek, nie szukać nazw, być zachwytem chwilą – trudne, ale możliwe. Sekundy płyną, umykają, a ja staram się zatrzymać myślą choć na chwilę w tym pędzie i dostrzec to, co mogłoby zniknąć. I ocalić to w sobie na kilka chwil życia.
Myśli wciąż głośniejsze od słów wypowiadanych. Milczenie bliższe sercu niż artykulacja. Słuchanie sprawia przyjemność, patrzenie, doświadczanie.. też. Człapanie krok za krokiem między ciszą a ciszą...
I coraz mniejszą moc mają ludzkie oceniające spojrzenia czy słowa. Coraz mniejszą rolę odgrywają przeszłość i przyszłość. Uczę się być tu i teraz. Świadomie i uważnie. Jasne, że bywa trudno, oddychanie boli, ale nie przeraża mnie już wizja walki z wiatrakami i tego nie przypisania do kogokolwiek. Bo wciąż jestem poza. Ale może tak musi być? Grunt to móc i umieć kochać ludzi, nawet jeśli o tym nie wiedzą. Mnie z tą świadomością łatwiej, im pewnie nie jest do niczego potrzebna.